20161018

Podglądacz, który cudem ocalił głowę



W XIX wieku wielu Polaków bywało w Turcji, niektórzy po powrocie, publikowali swoje wrażenia z kraju, który wydawał się bardzo egzotycznym.  W jednej z relacji z 1856 roku spotkałam się z opisem mody jaka obowiązywała panie w Konstantynopolu.
Kobiety pod opieką mężczyzny, osłonięte feredżiją***, odsłaniały w miejscach publicznych tylko górną część nosa i oczy, nad którymi  szerokimi łukami  rysowały się przyciemnione brwi, u miejscowych piękności prawie łączące się pod czołem. Okryte długim i szerokim rodzajem płaszcza poruszały się ociężale, dość często poprawiając lub przytrzymując niewygodne okrycie.
Panie pokrywały paznokcie najczęściej ciemnym lakierem, a na skórze rąk, od dłoni do łokcia, specjalnym barwnikiem  malowały misterne wzory.
Autor dziewiętnastowiecznej relacji opisał też dość dokładnie najbardziej spodnie odzienie („gdy Turczynka rozbierze się z wszystkiego”) czyli  „chałacik krótki po kolana, o szerokich i długich rękawach, rozcięty i nieschodzący się z przodu”.
Zadziwiająca wydała mi się znajomość takich szczegółów, ponieważ relacja dotyczy epoki, w której kobiety zamknięte w haremach nie miały żadnego kontaktu z mężczyznami, poza mężem i sługami.
Po chwili, jakby słysząc moje pytanie, autor wyjaśnił: „mieszkałem tak, że z okna mego pomieszkania, przy pomocy lunety sięgałem do wnętrza jednego haremu, którego okna, wychodzące na ogród, nie były okratkowane dlatego, że właściciel nie domyślał się, że dojrzeć je można z takiej odległości, na jakiej stało moje pomieszkanie”. Jakimś cudem nikt pana z lunetą nie zauważył (dzięki czemu ocalił głowę), a z opisu życia w haremie wynika, że obserwacji było wcale niemało.
Widziałem jak Turczynki rozbierały się i ubierały – opowiada nasz podróżnik – jak leżąc na sofach, trzymały nad sobą lusterka, jak naciągały brwi, czyściły paznokcie na nogach i rękach.”

*** Feredże zakrywa głowę i część twarzy. 

Na zdjęciu - część seraju, w której mieszkały kobiety  (za „okratkowanymi” oknami, o których mowa w tekście) Dwór znajduje się na terenie Bułgarii. Ten i inne są opisane w mojej książce "W bałkańskim kociołku".



20161005

W drodze do Konstantynopola


Ten krótki dwudniowy przystanek miał miejsce w Burgas w 1928 roku. Bułgarskie miasto opisał jeden z członków wyprawy do Konstantynopola.

"Następnego dnia o 7 rano stanęliśmy w Burgas, dość dużym porcie bułgarskim, gdzie musieliśmy pozostać dwa dni. Zajął się nami dr. Dreński, wielki uczony, kierownik i twórca  miejscowego Instytutu Antymalarycznego. Instytut ten ma swoje filje w całym okręgu  burgaskim, który do ostatnich paru lat był bardzo malaryczny. Podróżni dostają tu darmo środki zapobiegawcze przeciw malarji.
Piasek na plaży w Burgas jest niemal zupełnie czarny, dzięki zawartym w nim cząstkom żelaza."
(Kurjer Poznański) 

W obecnych czasach, w regionie burgaskim podróżnym już nie zagraża malaria, ale nadal istnieje plaża z czarnym piaskiem, a niektóre ulice nie zmieniły się od 1928 roku.


 1925 r.