20180831

Czereśniowa armatka

Foto: Agnieszka Miernik

Nieduża armata znalazła się na jednym ze zdjęć przesłanych przez Agnieszkę Miernik, z okolic Bansko, Razlog i Bacheva. Na pewno ci, którzy byli w Bułgarii lub w Macedonii spotkali w różnych miejscach podobne, małe, drewniane armatki. Zaopatrują się w nie także niektóre restauracje, a nawet je wykorzystują. W jednej z nich zdarzyło nam się usłyszeć głośną salwę zapowiadającą początek programu (zdjęcie poniżej zrobiłam właśnie w tej restauracji).


Czereśniowa armatka (taka jest jej nazwa w Bułgarii i w Macedonii) dla turystów jest elementem dekoracji, dla mieszkańców Bałkanów to symbol bardzo nierównej walki z najeźdźcą.
Pod koniec pięciuset lat niewoli osmańskiej zaczęto przygotowywać w Bułgarii zbrojne powstanie. Niestety brakowało środków na zakup broni. Zdesperowani ludzie zaczęli wytwarzać drewniane armatki, najczęściej z drzewa czereśniowego i stąd ich nazwa. Wzmacniano je metalowymi obręczami, a kulami były ciężarki zawieszane na wagach. Lufę napełniano prochem od strony wylotu, a następnie wsuwano kule. Obok stanowiska strzeleckiego płonął ogień w uformowanym z piasku i gliny kotle. Podpalano lont i... zdarzało się, że czereśniowa armatka rozpadała się. Wiele z nich wytrzymywało zaledwie kilka strzałów.

Kwietniowe (Aprilsko) powstanie wybuchło w Bułgarii w 1876 roku i było z góry skazane na klęskę. Okrutnie stłumione przez Turków (przez wojsko i "baszibozuk'ów"*** - oddziały ochotników) odbiło się szerokim echem w Europie i zwróciło uwagę na Bałkany. Cena była jednak bardzo wysoka. Czereśniowych armatek używano także w Macedonii podczas powstania w 1903 roku (Ilindensko vostanie). Konające Imperium Osmańskie opuściło Bałkany na dobre przed wybuchem pierwszej wojny światowej.
W 2003 roku (w 100 rocznicę powstania) Macedonia wypożyczyła czereśniową armatkę z muzeum w Stambule. Podobno jest ona jedynym oryginałem, który przetrwał z Ilindenskiego powstania.

***"Baszibozuk" sam zgłaszał się do walki. Oddziały tych słynących z okrucieństwa ochotników dokonywały rzezi. Mordowano wszystkich bez wyjątku, także kobiety, dzieci i starców. W Bułgarii tysiące ludzi zginęło z ich rąk. 

Salut de Constantinople - Bashibozouks
Witajcie w Konstantynopolu - Baszibozucy
(Kilku "baszibozuk'ów" wita w dzisiejszym Stambule - pocztówka z czasów Imperium Osmańskiego)

Foto sprzed 1886 r.: "Baszibozuk" autor Pascal Sebah

...
...

20180826

Piękne, tajemnicze, nieznane... fotorelacja - na gorąco z Bułgarii


 Fot. Adriana Brzozowska

    Góry w Bułgarii są najwyższe na Bałkanach. Pomimo tego, że znajdujące się tu pasma są ciekawe i różnorodne, Bułgaria kojarzy się głównie z morzem. Myślę, że bułgarskie góry zasługują na odwiedziny i cieszę się, że dostrzegają ich urok także polscy turyści, których nie jest tu wielu..
Poprzez facebook'a dostałam piękne zdjęcia od osób, które są właśnie w Rodopach, w Pirin i w górach Rila (Riła). Bardzo za nie wszystkim dziękuję.

Fot. Adriana Brzozowska - Bansko

Przy okazji zdjęcia z Bansko przypominam historię znajdującego się tu kościoła Sveta Troitsa (Troica), ze smukłą dzwonnicą górującą nad skromnym z zewnątrz budynkiem cerkwi, poświęconym w 1835 roku. Kościół powstał w czasach niewoli tureckiej. Uzyskanie zgody na budowę nie było wtedy łatwe. Jeden z mieszkańców podarował świątyni działkę położoną w centrum miasta. Przekreślało to szanse na wydanie zezwolenia, bo Turcy akceptowali miejsca położone na skraju osady lub takie, które uznawano za święte. Wyjątkiem mogły być również place gdzie kiedyś istniał klasztor. Postanowiono więc użyć podstępu.
Pewnej nocy zakopano na wyznaczonej działce krzyż i ikonę. Następnego dnia, zgodnie z planem, stara kobieta ogłosiła, że miała proroczy sen. W asyście przedstawicieli tureckiej administracji odkopano święte przedmioty. Mieszkańcy złożyli natychmiast prośbę o zgodę na budowę cerkwi. Niestety, otrzymali odmowę. Na nic zdały się kolejne petycje.
Kiedy po okolicy rozniosła się wieść, że Allach obdarował namiestnika sułtana męskim potomkiem, grupa z przedstawicielem starszyzny na czele odwiedziła go, żeby wyrazić swoją radość. Wręczono mu prezenty, za które oczekiwano wdzięczności. I udało się. Pasza wyraził zgodę na budowę. Administratorzy wytyczyli teren pod budynek. Mieszkańcy nocą przestawili wbite w ziemię paliki i otoczyli działkę kamiennym płotem. Kilkakrotnie Turcy wstrzymywali prace z powodu wielkości wznoszonej świątyni, a nawet wydali decyzję o zburzeniu tego, co dotychczas powstało.
Niezmordowani banszczanie, obok chrześcijańskiego krzyża przy wejściu do cerkwi, wyryli półksiężyc, symbol Imperium Osmańskiego. Pomysł okazał się doskonały, bo od tego czasu skończyły się problemy i w spokoju kontynuowano budowę. Strzelista dzwonnica powstała kilkadziesiąt lat później, już w wolnej Bułgarii. (przytoczona historia jest fragmentem jednej z moich książek)

W miejscu, gdzie zbiegają się trzy pasma górskie (Rila (tu jest najwyższy szczyt Bałkanów - Musala 2925 m n.p.m.), Pirin (Vihren 2915 m n.p.m.) i Rodopy (Golam Perelik 2191 m n.p.m.)) jest Jacek Wiedźmin Konieczny - autor zdjęcia poniżej.







20180814

O Bułgarii i facetach w czerni czyli mafia story (dozwolone od lat 18)

Z góry ostrzegam! Dozwolone od lat 18, bo to straszna historia o facetach w czerni, ciemnych okularach w hotelowych wnętrzach i seksie na plaży.


Znany wakacyjny kurort na południu Europy. Słońce praży niemiłosiernie. Przed eleganckim hotelem „leniwie kręci się kilku panów, którym upał nie przeszkadza nosić czarnych garniturów, a ciemne okulary chronią oczy nawet we wnętrzach. Często niewtajemniczeni turyści uznają ich za pracowników ochrony i proszą o pomoc w sprawach porządkowych.
Drogi czytelniku, jeśli myślisz, że to scena z filmu gangsterskiego – mylisz się. To były cytaty z poradnika dla szukających wytchnienia na bułgarskim wybrzeżu. I to nie był koniec, jest ciąg dalszy.
Jeśli ktoś miał nadzieję, że urlop to beztroska, o tym jak bardzo się mylił, dowie się z następnego zdania: „Lepiej nie wchodzić im w drogę”. A żeby turysta nie myślał naiwnie, że jak wybierze się w inne miejsce, to nie spotka facetów w czerni, autor dodaje: oni są  w wielu hotelach”.
Nie dowiedziałam się z tego tekstu,  gdzie i kiedy niewtajemniczeni dostępują zaszczytu wtajemniczenia. Ciekawe jak to się odbywa? (Pewnie uroczyście, tylko dlaczego nie każdy turysta to specjalne szkolenie przechodzi?!!!). Może radzą wtajemniczonym, zamiast stroju w palmy, przywdziewać garnitur w okolicy hotelu i mieszać się w tłumie facetów w czerni? Nie mam pomysłu, co powinny robić kobiety?!!! No i co z tymi, którzy pomylą ich z ochroną?!!! Tego może jednak lepiej nie wiedzieć (brrrr… mam dreszcze na samą myśl!)
Aha, jeszcze jedno! Anonimowy autor nie poleca spacerów z dziećmi wieczorową porą, szczególnie w okolicy plaży, bo ona służy tylko do uprawiania wolnej miłości.


Ci, którzy czytali moje książki wiedzą, że mam w swoim „repertuarze” także historie kryminalne oparte na faktach. Kto wie... może kiedyś, zainspirowana „mafia story”, napiszę fantasy... Tak, tak, cała ta historyjka jest z gatunku fantasy.
- Miłośnicy urlopu z dreszczykiem! Czujecie się rozczarowani? – Bardzo mi przykro. Wymienionych facetów w czerni dość trudno spotkać w Bułgarii (turysta choćby nie wiem jak spragniony, raczej nie może liczyć na ich zainteresowanie; podwyższenia poziomu adrenaliny podczas "nie wchodzenia w drogę" (wiadomo komu) też nie zazna). Trup nie ściele się gęsto. O zmasowanych atakach na polskich i innych turystów też nie słychać. Przestępczość w Bułgarii istnieje, w stopniu, który nie nominuje tego kraju do tych niebezpiecznych.

P.S.
Jeśli właśnie wróciliście z Bułgarii i jeśli tam, gdzie mieszkaliście (wokół Waszych hoteli) jednak kręciły się grupki facetów w czerni i Wy je widzieliście na własne oczy (a może macie foto?) - piszcie!!! Będziemy ostrzegać turystów niewtajemniczonych.
I pamiętajcie, żadnych rozrywek w Bułgarii, bo „nawet oddawanie się rozrywce nie jest takie proste”. Wprawdzie z gustami się nie dyskutuje, ale autor swoje wie. Jak się wybierzecie na koncert bałkańskiej muzyki, to  nagle wszyscy staną w kole, chwycą się za ręce i wspólnie odtańczą i odśpiewają kilka narodowych, zawodzących kawałków”. Jeśli więc, jak autor, jesteście wrażliwi muzycznie, w żadnym razie nie ryzykujcie.

Ja gustu (niestety) nie posiadam i to zawodzenie lubię (o! zgrozo!). Jeśli macie odwagę, posłuchajcie i popatrzcie...


Jeszcze jedno post scriptum
Z przykrością wyznaję, że (aaach!) żyjąc na tym dziwnym krańcu Europy, wśród ludzi, co to zawodzą i robią też inne dziwne rzeczy,  nabawiłam się  alergii  na bezmyślne opowiadanie bzdur. Na bzdury wpadam przypadkiem, a czasem ktoś mi uprzejmie donosi i ... eeh... sami widzicie... Lekarze nie dają szans na wyleczenie...  Podobno jest taki wirus, co to się nazywa „odpowiedzialność za słowo”, jakby się bardziej rozprzestrzenił, jest nadzieja...

Aha, żeby nie było, że ja tylko namawiam i namawiam do tej Bułgarii, to całkiem poważnie napisałam też kiedyś „NIE JEDŹ DO BUŁGARII, BO...”.