20160820

O rybie cacy i bułgarskim olejku za darmo

Na brzegu morza Czarnego spotyka się dwóch rybaków. Jeden z nich pyta:
- Złowiłeś coś?
- Taak - odpowiada drugi i pokazuje swoje trofea.
- Eeeeee... - śmieje się kolega - to przecież caca.
- Caca - ale ryba!
- Nooo... ryba... ale caca.

Taką anegdotę opowiada się w Bułgarii o małej szprotce (Sprattus sprattus) z rodziny śledziowatych. I chociaż nie jest ona lokalnym przysmakiem, bo jada się ją w bardzo wielu krajach (występuje także w Bałtyku), jeśli nie mieliście okazji spróbować jej w Polsce smażonej w głębokim oleju - polecam (świetnie smakuje do piwa).
No i może po powrocie z Bułgarii ktoś z Was zdecyduje się odpowiedzieć na pytanie, które z przymrużeniem oka zadają sobie mieszkańcy tego kraju: Czy caca, czy ryba?

Słowa "Riba - ama caca! Caca - ama riba" padły w 1969 roku, w bułgarskiej komedii pod tytułem "Kit" (czyli po polsku wieloryb). Film jest satyrą na biurokrację i absurdy codziennego życia. Scenarzystę natchnęła historia o rybaku, który złowił małą rybkę i uznał, że nie ma się czym chwalić.  Po powrocie na brzeg oznajmił, że złowił dużą skumbrię. Z czasem, w opowieściach przekazywanych z ust do ust ryba stała się rekinem. Kiedy ktoś zapytał rybaka, czy w morzu Czarnym są rekiny, ten spokojnym tonem, bez zastanowienia odpowiedział: - Oczywiście, że są, ja nawet wieloryba widziałem.

(O rekinach żyjących w morzu Czarnym pisałam w jednym z wpisów, znajdziecie w nim także przepis - polecam.) 

I mini słowniczek:
Bułgarska nazwa szprotki to tritsona (ta nazwa jest często używana w menu restauracji), inna nazwa to tsatsa (czyt. caca), używa się też nazwy kopyrka i szprot.
ryba - bułg. riba
ryba z grilla -  bułg. riba na skara
smażona - bułg. pyrżena
morska ryba - bułg. morska riba
rekin z grilla - bułg. akuła na skara
piwo - bułg. bira, rzadziej pivo 

Uwaga! Małe wyjaśnienie!
Pisałam w kilku postach o tym co kupić w Bułgarii. Na liście produktów były między innymi kosmetyki różane.

Dziś przeczytałam na stronie udzielającej rad turystom wyjeżdżającym do Bułgarii o możliwości zakupu 1 litra oryginalnego olejku różanego w cenie 20-30 lewów (czyli 40-66 zł). Informację podano wytłuszczonym drukiem.
Spieszę wyjaśnić, że w kraju największego na świecie producenta - nie rozdają za darmo pachnącego "płynnego złota". Olejek różany  był sprzedawany w ubiegłym roku dużym odbiorcom w cenie 28000-30000 zł za - uwaga! - JEDEN LITR!. Przy mniejszych ilościach hurtowych cena wynosiła 49000-50000 zł za JEDEN LITR. (Oczywiście zawsze cena mieści się w widełkach od - do, bo przy produkcji super jakości olejku, jest ona wyższa.)
Producent sprzedawał drobnym odbiorcom (producentom kosmetyków i farmaceutom) - olejek w cenie:
10 mililitrów - 500-600 zł
5 mililitrów - 350-400 zł.
Nie wierzcie w bajki opowiadane przez gawędziarzy.




3 komentarze:

  1. Te małe rybki przypomniały mi czasy, gdy mój tata chodził na ryby i przynosił sporo malutkich płotek. Szprotki jednak wolę z puszek! I oczywiście że to ryby. Przynajmniej jestem w tej grupie, która tak uważa:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chyba lubię ryby pod każdą postacią, a małe płotki kojarzą mi się z takimi w zalewie octowej :))
    A co do cacy... powiem za moim mężem: razbira se cze e riba - ama caca ;) (rozumie się, że jest rybą, ale... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda bardzo aptyecznie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń